top of page

Wschowa i esperantyści

Kilka lat temu tekst pod tym tytułem opublikowałem w lokalnych mediach (chyba na portalu www.bezkresu.pl ). Mam nadzieję, że znajdą się inni chętni do zapoznania się z nim. Nie żyje już czworo wspominanych w nim esperantystów, ale zamierzam poświęcić im osobne wpisy w blogu.

Wczasy esperanckie w Sławie. Na zdjęciu od lewej; Jadwiga Benicka, Eugeniusz Piasecki, Czesław Stykowski, Izabela z Głogowa, Janusz Dyda, NN, Antoni Beyga, Bożena Pietrzyk.


Esperantystów czyli ludzi używających języka międzynarodowego wymyślonego przez Ludwika Zamenhofa jest we Wschowie dwóch; Czesław Stykowski i niżej podpisany. Wcześniej był jeszcze polonista z LO, Eugeniusz Piasecki, ale zmarł przed kilku laty. Ponadto jest kilku esperantystów ze wschowskim rodowodem, wśród których najbardziej znani to Leszek Sobkowiak mieszkający w Chinach oraz Jadwiga Ruda z Francji. Z pewną nieśmiałością do uczenia się języka międzynarodowego przyznaje się znacznie więcej wschowian, ale zwykle mówią o tym w czasie przeszłym i niedokonanym. W Esperancji – kraju wyimaginowanym jak komediowa Szuflandia z „Seksmisji”, ale konkretnie oznaczającym środowisko esperantystów, określa się ich specjalnym mianem „bonantaguloj”. W wolnym tłumaczeniu oznacza to delikwentów, którzy swoją naukę zakończyli na etapie „Dzień dobry” i „Dowidzenia”.

Esperanto było bardzo użyteczne w czasach komuny. Znając ten język można było nawiązywać korespondencje i zawierać znajomości z ludźmi z całego świata. Doświadczył tego Czesław Stykowski, który w latach 70. nauczył się języka międzynarodowego i używał go w celach praktycznych. Jest kolekcjonerem monet i znaczków pocztowych, więc możliwość wymiany z kolekcjonerami z zagranicy była dla niego nieoceniona. Poza tym miał Czesław skłonność do gry w szachy. Prowadził ją korespondencyjnie, a potem nawet „face to face” podczas organizowanych zawodów. W owym czasie blisko było zorganizowania międzynarodowych zawodów we wschowskim Domu Kultury, ale stan wojenny zatrzymał już bardzo zaawansowane przygotowania.

W czasie stanu wojennego Czesław stał się „hurtownikiem kawowym”, gdyż pochyleni nad naszym narodowym nieszczęściem przyjaciele esperanccy z zachodu przysyłali mu kawę i inne niedostępne u nas specjały. Do dziś opowiada o zazdrosnych spojrzeniach klientów poczty, gdy raz po raz odbierał ciężkie paczki z „łakociami” z Brazylii, Niemiec czy Holandii.

Cały czas Czesław Stykowski korespondował, w szczycie nawet ze stoma esperantystami. Jedna z takich korespondencyjnych przyjaźni, z anglistą uniwersyteckim z Japonii była przyczynkiem do zainteresowania się nim nawet służb bezpieczeństwa. Stało się tak, gdyż profesor z Tokio „odważył się” odwiedzić Stykowskiego we Wschowie.

Wedle ówczesnej doktryny, pojawienie się obywatela Japonii mogło zagrozić trwałości naszego najlepszego w świecie systemu. I zagroziło, bo w kilka lat po wyjeździe Japończyka ze Wschowy, system rzeczywiście się zawalił (analogia rodem z filmu „Jak rozpętałem II wojnę światową”).

Wizyta Mizuno Yoshiaki we Wschowie, w 1984 roku była rzeczywiście wydarzeniem mobilizującym miejscowych esperantystów. Aby zagranicznego gościa nie zawieść, wynajęli oni prywatną nysę, którą obwieźli go po esperanckich ośrodkach województwa leszczyńskiego. Trasa wiodła przez Rawicz, Leszno do Gostynia, gdzie akurat odbywały się esperanckie rekolekcje. Wywarło to na Japończyku mocne wrażenie, które zawarł w książce z podróży stwierdzając, że „…Wydaje się, że teraz Esperanto jest językiem najbliższym do Boga, tak jak łacina w średniowieczu.”

Odkrywczych myśli miał Mizuno Yoshiaki znacznie więcej, a wszystkie je zawarł w książce pt. „Podróż przyjaźni. Przez europejską Esperancję”, którą w języku esperanto wydał w 1988 roku. Opisał w niej prawie roczną podróż, jaką na zlecenie i za pieniądze Uniwersytetu z Tokio, odbył w latach 1984 – 85. Tematem wyprawy profesora anglistyki była „Sytuacja językowa w Europie i możliwości Esperanta”. W resume Mizuno Yoshiaki napisał, że „Esperanto jest żywym i użytecznym językiem, dzięki któremu można zaprzyjaźnić się w szerokim świecie”.

Szkoda, że w 20 lat później poglądu tego nie podzielili liderzy Unii Europejskiej i przyjmując nowych kilkanaście państw w swoje szeregi nie przyjęli języka międzynarodowego do kontaktów wewnątrz Unii. Byłoby prościej, taniej i logiczniej, bo właśnie takie cechy charakteryzują język międzynarodowy wymyślony przez Ludwika Zamenhofa.

Andrzej Szczudło

Prezentowany wpis
Ostatni wpis
Szukaj wg tagów
Idź za nami
  • Facebook Classic
  • Twitter Classic
  • Google Classic
bottom of page